Postanowiłam sobie odpocząć. Uciec od wirtualnego świata, prowadzenia bloga i bycia on line 24/7. Na długie tygodnie wyłączyłam transfer w telefonie, wylogowałam się z miliona (nie)zbędnych aplikacji i postanowiłam poczuć, jak to jest, kiedy człowiek odzyskuje kontrolę nad swoim życiem i nie musi być na zawołanie połowy świata.
I przyznam Wam szczerze, że bardzo mi to dobrze zrobiło, bo nagle okazało się, że większości rzeczy po prostu NIE MUSZĘ, chociaż sądziłam, że bez tego skończy się świat, słońce zgaśnie, a ziemia zatrzyma ;) Tymczasem nic takiego się nie stało, a ten czas pokazał mi tylko jak dobrze jest czasem oderwać od rutyny i zweryfikować życiowe priorytety.
Co się działo w międzyczasie? Zapadły ważne decyzje i przyszedł czas na życiowe zmiany, pożegnaliśmy naszego najlepszego psiego przyjaciela, a salonowe rewolucje dobiegły końca, chociaż nie doczekałam się do dziś nowych mebli- wybór pomiędzy kolejną podróżą, a nowym regałem okazał się zaskakująco prosty. Powiększyła się moja hodowla zieleni, chociaż połowę życia uważałam się za ogrodnika zabójcę, głowa przeżyła kuchenne rewolucje i ogarnęłam przytłaczającą liczbę nowych przepisów, które dotychczas były turbo wyzwaniem, ale przede wszystkim przyszła wiosna i mam nadzieję, że te wiosenne, pozytywne zmiany zauważycie również na blogu.
Zapraszam na nasz balkon- ponieważ jest zamykany, już od jakiegoś czas mogę w te cieplejsze dni wystawić tu nawet najbardziej wrażliwe roślinki, bo robi nam się małe terrarium. Lubię ten cotygodniowy rytuał picia porannej kawy w promieniach słońca, z książką na kolanach, zanim życie wskoczy na wyższe obroty i mam nadzieję, że tuż po długim majowym wypoczynku zaczerpniecie trochę relaksu z naszej słonecznej oazy.