Jeśli macie ochotę chociaż na chwilę poczuć się jak Marry, bohaterka książki Tajemniczy ogród, zapraszam Was do naszego buszu. Bo tylko tak można nazwać to co dzieje się w naszym zielonym zakątku. Rośliny zostawione na chwilę samym sobie wybujały jak szalone, ogród jest pełen skrzypów, rabatki pachną lasem, pod jaśminem przekwitły konwalie, a piwonie obsypały się blado różowymi płatkami. Wczorajsze spotkanie z poprzednimi właścicielami uświadomiło mi, dlaczego wciąż trafiam na zagadki na tym zielonym poletku. Nie uwierzycie jaka niespodzianka czekała na mnie ostatnio pod cyprisikami... pompa do oczka wodnego! Kiedy pierwsze eksploracje ogrodu odsłaniały kolejne kępy liliowców, bergenii i funkii do głowy mi nie przyszło, że te wymywane kolejnymi burzami doły, które z uporem maniaka próbowałam wyrównywać to nic innego, jak pozostałości po ogromnym oczku wodnym! I dotarło do mnie, że czas poddać się i wykorzystać potencjał jaki daje mi to miejsce. Co prawda wielkością i przestrzenią to maleństwo nie dorówna nigdy Siemianówce, która podstępem skradła moje serce, to jednak wieczorne rozmowy z karpikami koi mogą być równie kojące :)
Zanim budowa domu nie pochłonie wszystkich funduszy, fajnie byłoby mieć choć niewielkie pole do popisu w ogrodzie. Moja lista ogrodowych potrzeb wcale nie jest długa i tak naprawdę liczę na to, że kiedy uda nam się zrealizować budowlane marzenia, w międzyczasie stworzymy wokół piękne otoczenie :)
Huśtawka na długich łańcuchach bujająca się pod samo niebo byłaby najmniejszym wyzwaniem, gdyby nie fakt, że najpiękniej gdyby zawisła w cieniu wielkiego, starego drzewa. Maleńki kurnik z kolorowymi kurami i kogutem budzącym nas każdego letniego poranka- codziennie w towarzystwie kotów i psów mogłabym niczym doktor Dolittle odbywać długie rozmowy o radości z prostego życia :) Mała przydomowa szklarnia, najlepiej z poliwęglanu, aby była trwała i bezpieczna przy zwierzętach i dzieciach- może być gotowa z metal-gum.com, a w niej pyszne ekologiczne pomidory, papryka i egzotyczne sadzonki- cytryny, figowce i storczyki :) Pergole z różami to moje ogromne marzenie, odkąd w wiedeńskich ogrodach zakochałam się w fantastycznych różanych labiryntach- ich kolory i bajeczny zapach czuję ilekroć zamykam oczy! I najprostsze z tych marzeń, ale jedno z ważniejszych- miejsce na ognisko, gdzie wieczorami będziemy piec kromki chleba, a licząc gwiazdy na niebie będziemy czekać, aż żar upiecze zakopane w nim ziemniaczki... Więcej do szczęścia nie potrzebuję, a Wy? :)
Do spółki z przyjaciółką projektujemy nowy pokój dla jej tylko-co-nastoletniego syna. Ja 'weterynarka' dizajnerka, ona 'dentystka' samozwańcza architektka. I on. Ignacy, uczeń geniusz, który podczas naszych (ciocinych i mamusinych!) wieczorów z winem z wypiekami na twarzy cytuje nam artykuły z travelera i national geografic. Ciągniemy zatem młodego za język, badamy grunt i wizualizujemy jego pierwszy 'dorosły' pokój. A że jasny, że kolorowy, że szary, że przytulny. A może marine, z wielką mapą, z miejscem na terrarium i posłaniem dla ukochanego Burka-Ogórka. A Ignacy nam na to: uprzejmie informuję, iż koncepcja jest już opracowana i poproszę o...
Eureka! Historia zatoczyła koło. Ludzie tysiące lat temu posługiwali się pismem obrazkowym, żerdkami grodzili swoje posłania od zwierzaków w zagrodzie, a młody Ignacy zażyczył sobie pokoju ozdobionego piktogramami i pasami. Tak, pasami- najlepiej we wściekłym żółtym kolorze, które będą wyznaczały ścieżki w jego niemałym pokoju. Dalej nie możecie sobie wyobrazić tego dizajnerskiego szaleństwa? Proszę- kolejne zdjęcia szybko rozwieją wątpliwości (foto z oznakowanie-poziome.pl)! Na podłodze Ignacy zażyczył sobie- całkiem zresztą rozsądnie, ale dlaczego tak dosłownie ?! - podziału pokoju na strefy, natomiast na ścianach pragnie zobaczyć przemysłowe znaki. Podświetlane! Czuję, że wujek w 3form będzie się musiał nagimnastykować realizując tak wymagające zlecenie ;)
Póki co przeglądam magazyny, odgrzebuję inspirujące strony z loftami i kombinuję, jak odtworzyć w świecie młodego geniusza wypełnionym gadzinami (dosłownie) i książkami halę produkcyjną zgodną z BHP! Trzymajcie kciuki!
"Nie da się, to kosztuje za dużo, nie ma miejsca, za zimno, za gorąco, za..." Grr! Jedno przypadkowe spotkanie z dawno niewidzianymi znajomymi uświadomiło mi, że chcieć to móc i jeśli nie urwało Ci ręki, a Twój pracodawca nie przywiązał Cię sznurkiem do biurka to nie ma takiej siły, która powstrzyma Cię przed wyjazdem na wakacje. Wstukaj Sianożęty apartament i jedź nad Bałtyk, wklep w googla Aruba rooms, a pokoje przy plaży będą Twoje! Po prostu wykaż inicjatywę :) Rozbij świnkę skarbonkę, sprawdź ostatnie miejsca w lotach czarterowych biur podróży, lub skorzystaj z promocji pkp i z plecakiem pełnym planów rozpocznij wakacyjną przygodę! W ubiegłym roku na naszym podróżniczym blogu Pakuj się misiu.pl pisałam o tym jak zorganizować wspaniałe wakacje na Kanarach i nie zbankrutować i uwierzcie mi- naprawdę się da. Więc jeszcze raz przelicz oszczędności, znajdź kierunek i łap okazję :)
Kiedy lipcowe burze nie pozwalają nawet na chwilę wyrwać się słońcu nad horyzont, patrzę tęsknym wzrokiem na pamiątki z naszych wojaży i marzę o podróżach. Lista must see wydłuża się z roku na rok, a z każdej kolejnej wracamy z przeróżnymi souvenirami. Czasami z pięknymi obrazkami, czasami perełkami z pchlich targów, czasami z nowymi smakami i brzuszkami pełnymi smakołyków, a czasami po prostu tysiącem zdjęć, które zabierają nas w sentymentalne podróże z kanapy. Z każdego wyjazdu wracam również z przekonaniem, że nic nie jest tak fascynujące i cenne jak ludzie, których poznajemy. Już w 2015 roku pisałam o nauce języków z pomocą angloville.pl, o pokonywaniu barier językowych i własnych leków przed otwarciem się na ludzi. Postanowiłam zrobić następny krok i rozpocząć naukę kolejnego języka, otworzyć się jeszcze bardziej na świat i czerpać z tego ile wlezie. Marzę o spędzeniu kilku cudownych tygodni na południu Włoch, w których zostawiłam serce już podczas pierwszej podróży, chciałabym wrócić z głową pełną przepisów na lokalne pasty i kolejnymi niciami wiążącymi mnie z cudownymi ludźmi, którzy przy diablo pysznym espresso i zimnym prosecco delektują się sjestą.
Ech, marzenia... Do urlopu jeszcze daleko, zabieram więc włoskie rozmówki i... idę na kawę.
Czy da się żyć na spokojnie, bez nerwów i stresów? Czy wystarczy kupić stos poradników, otoczyć się zasiekami, napełnić fosę i podnieść most zwodzony, żeby ustrzec się przed niepożądanymi w życiu ludźmi?
Ostatni weekend spędziłam po trosze w miejskiej dżungli, po trosze pośród lasów i jezior; odwiedzając przyjaciół jak zawsze Polaków rozmowy o... skończyły się uroczą debatą o idealnym modelu rodzinno-mieszkalnym. Ich wymarzona zabudowa jest właśnie w trakcie realizacji, więc siłą rzeczy na gorąco rozważaliśmy wszystkie za (oni) i przeciw (raczej my...). Ich wybór padł na osiedle szeregówek- 120 metrów szczęścia + szalone 30 metrów ogródka. Pokazali nam planowany rozkład swojego '17L' (możecie luknąć tu: http://www.apartgd.pl/) i patrząc na nich widziałam, że to ich idealny dom.
W drodze powrotnej zgodnie z M. stwierdziliśmy, że nasz model wymarzonego miejsca na ziemi jest zdecydowanie z dala urban jungle. Od dawna moją głowę zaprzątają rozważania o życiowych wyborach i trudnych decyzjach i wiem, że z postu na post na blogu pojawia się coraz więcej znaków zapytania tuż za prostym pytaniem: jak i przede wszystkim gdzie żyć, ale zanim podejmiemy kolejną życiową decyzję chcę być pewna, że to przemyślany skok w dal. Kiedy kilka lat temu kupiliśmy mieszkanie myślałam, że to najlepsze z możliwych rozwiązań, jednak z biegiem lat nasze potrzeby, nie tylko te dotyczące przestrzeni, ale też kontaktu z ludźmi i naturą zmieniły się, a my coraz chętniej uciekalibyśmy w dzicz. Oboje kochamy przyrodę, góry, las, wodę i oboje każdego dnia spędzamy wiele czasu z ludźmi, więc w tym prostym równaniu nie ma już chyba niewiadomych. Marzymy o domu z dala od wielkomiejskiego zgiełku, o przestrzeni która ochroni nasze zwierzęta przed nudą i otyłością, a nam da azyl, w którym nasza rodzina będzie czuła spokój. Kiedy pakujemy manatki i uciekamy z miasta, kiedy obłożona książkami, kiwam na leżaku nogą w takt szumu fal i śpiewu ptaków, czuję, że czas mógłby się zatrzymać. Taką magię olewania problemów i stresów chciałabym uprawiać każdego dnia. Tego domu pośród drzew, śpiewu ptaków na śniadanie i rechotu żab na kolację, hektarów zielonej przestrzeni wokół i rosy na bosych stopach życzę sobie sama w dniu moich kolejnych urodzin. Niech magia olewania i dobre życiowe wybory doprowadzą mnie do tego celu jak najprędzej :)
Wyjątkowy miesiąc, o którym myślę zawsze z radością. To czas wakacji, czereśni i urodzin, najprzyjemniejszych wspomnień z dzieciństwa, beztroski, słodkości i głowy lekkiej jak balonik. Czasami chciałabym uruchomić magiczną machinę i cofnąć czas o naście, a może nawet dziesiąt lat, wrócić do zdartych kolan, umazanych truskawkami koszulek i pszczół, które wyganiały nas z ukwieconych gałęzi jabłonek, na których mieliśmy nasze tajemne bazy.
Postanowiłyśmy z koleżanką, że ten piękny miesiąc spędzimy właśnie tak pozytywnie, aktywnie, podkręcając naszą kobiecość i ciesząc się z każdego dnia. Przekonałam Kasię do zakupu rolek i porządnych butów do biegania, więc zrobiłyśmy rekonesans w https://1but.pl/reebok i decathlonie; za to ja dałam się przekonać do... zakupu moich pierwszy sandałów na wysokim obcasie :D Co prawda nie przydadzą mi się do uprawiania sportów, ale przyznacie sami, że nie ma nic bardziej kobiecego niż zakupy ;) To takie małe rzeczy, które cieszą, ale przecież życie składa się właśnie z takich chwil. Poza tym czerwiec to również miesiąc muzyki- jak co roku w Białymstoku odbędzie się kolejna edycja Halfway Festival, a całkiem niedawno skończyły się juwenalia, więc za nami i przed nami wiele godzin koncertów i spotkań z artystami!
A jakie są Wasze plany na czerwiec? W głowie już wakacyjne urlopy, czy jeszcze żyjecie kolejnym długim weekendem?
Ściskam Was gorąco! Niech pogoda będzie dla nas łaskawa!
Powoli dojrzewamy do decyzji o domu, ale kiedy wiosną ubiegłoroczne zabiedzone krzaczki zaczęły budzić się do życia oniemiałam z zachwytu. Wyobraziłam sobie nasz dom otoczony zielonymi drzewami, bujnymi krzewami i pachnącymi kwiatami. Wiosenną wisienką na torcie okazał się rododendron, który nieśmiało zaczął ubarwiać ten zielony zakątek różowymi pąkami, a przyznam szczerze, że bałam się, że nie zdołam go uratować po ubiegłorocznej suszy i zaniedbaniu przez poprzednich właścicieli działki. Wielką niespodzianką okazały się również... konwalie, których spore poletko zakwitło pod jaśminem.
No dobrze, dom, ale jaki? Ponieważ zawsze zachwycaliśmy się domami w naszych ukochanych Tatrach w rozmowach o domu przewijał się projekt z wykorzystaniem dużej ilości drewna, kamienną podmurówką i omszony pięknymi warkoczami. Moją uwagę przykuła strona EXTRADOM, na której znalazłam dwa piękne projekty naszego domu. Firma udostępniła na swojej stronie forum, gdzie można znaleźć fachowe porady specjalistów oraz wymienić się doświadczeniami z osobami, które budowę mają za sobą.
Bale i Chmielniki. Tak brzmią nazwy dwóch projektów, które najbardziej przypadły mi do gustu- oba znalazłam w zakładce projekty domów drewnianych. Bale i Chmielniki różnią się powierzchnią użytkową, ale są bardzo zbliżone powierzchnią zabudowy i wielkością domu. Oba z przepięknymi, łamanymi w wielu miejscach dachami, drewnianą zabudową i tarasami- w jednym to weranda znajdująca się na piętrze, w drugim taras, z którego wychodzimy od razu do ogrodu. Oba domy już na etapie projektu dostały od nas duży plus za kuchnię, która nie jest otwarta na przestrzeń, którą zagospodarowalibyśmy na salon.
Gdybym miała podjąć decyzję dziś musiałabym zrobić listę plusów obu projektów:
- dom Chmielniki góruje powierzchnią użytkową- wg specyfikacji na stronie idealnie sprawdzi się w przypadku rodziny 5-8 osobowej; przy założeniach, że w przyszłości mogliby z nami zamieszkać dziadkowie i przy naszych drzwiach otwartych dla gości, dodatkowe pokoje byłyby mile widziane
- wyjście z tarasu bezpośrednio na podwórko i brak schodów wejściowych byłby również sporym udogodnieniem
- dom Bale zachwyca swoją bryłą, która zwłaszcza na wizualizacji, gdzie uwzględniono pochyłości terenu prezentuje się fantastycznie
- powierzchnia dla domowników została zmniejszona kosztem pomieszczeń gospodarczych, które idealnie pasowałyby do naszych potrzeb- aut i motocykli; również zwiększona przestrzeń do przechowywania rzeczy sezonowo niepotrzebnych jest ogromnym plusem
- piękna weranda, którą dzięki zadaszeniu można byłoby przeszklić tworząc ogród zimowy
Reasumując- w moim plebiscycie prowadzi zdecydowanie podpiwniczony dom z bali! Ale nie będę Was już zanudzać - obejrzyjcie je sami :)
Gdybym miała podjąć decyzję dziś musiałabym zrobić listę plusów obu projektów:
- dom Chmielniki góruje powierzchnią użytkową- wg specyfikacji na stronie idealnie sprawdzi się w przypadku rodziny 5-8 osobowej; przy założeniach, że w przyszłości mogliby z nami zamieszkać dziadkowie i przy naszych drzwiach otwartych dla gości, dodatkowe pokoje byłyby mile widziane
- wyjście z tarasu bezpośrednio na podwórko i brak schodów wejściowych byłby również sporym udogodnieniem
- dom Bale zachwyca swoją bryłą, która zwłaszcza na wizualizacji, gdzie uwzględniono pochyłości terenu prezentuje się fantastycznie
- powierzchnia dla domowników została zmniejszona kosztem pomieszczeń gospodarczych, które idealnie pasowałyby do naszych potrzeb- aut i motocykli; również zwiększona przestrzeń do przechowywania rzeczy sezonowo niepotrzebnych jest ogromnym plusem
- piękna weranda, którą dzięki zadaszeniu można byłoby przeszklić tworząc ogród zimowy
Reasumując- w moim plebiscycie prowadzi zdecydowanie podpiwniczony dom z bali! Ale nie będę Was już zanudzać - obejrzyjcie je sami :)
A na pożegnanie wpadnijcie do naszego ogrodu- już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła stworzyć tak piękny ogród wokół naszego domu. Ku naszej wielkiej radości zimę przetrwały również wszystkie posadzone w ubiegłym roku winogrona!
♥